sobota, 15 marca 2014

1. Call Me John



     Sukienka idealnie przylegała do mojego ciała, a kolor brudnego różu uwydatniała krągłości  w odpowiednich miejscach. Skrawek skóry wolny  od natarczywego uciskania  materiału rozpoczynał się od ud przechodząc w szerokie falbany do kolan. Tył kreacji był odważny,  ale subtelny dzięki czarnej koronce w różyczki, która dzięki prześwitom ukazywała brązowawy odcień skóry pleców. Dekolt wycięty został w serce eksponując wystarczająco dużo, jak na przyzwoitą kobietę z bogatej rodziny. Włosy prezentowały się w wysokim koku przyozdobionym  z boku ciemną kokardka. Rzęsy wywinęły się i zwiększyły swoją objętość przy pomocy zalotki i dużej ilości tuszu, usta optycznie zostały powiększone, duża ilość fluidu, pudru i bronzera nałożono na cerę dając praktycznie obraz kogoś innego; osoby stworzonej dla publiki i pokazu. Stopy uwieziono w wysokich szpilkach, dzięki czemu byłam wyższa o kilka dobrych centymetrów. Nie chciałam dotknąć materiału krótkiej sukienki, z obawy że stworze nie potrzebne zagniecenie. 
  Mój charakter odzwierciedla  porcelanowa lalka, która słyszy, ale się nie odzywa z obawy przed podeptaniem jej i tak już pokruszonego serduszka. 
Wygląd jest odpowiednikiem szmacianej lalki, którą każdy może ubrać w co chce, ponieważ się nie sprzeciwi, ale nie dlatego, że jej to odpowiada - nie ma wyboru.  Za wszelka cenę chcą sprawić kogoś kim nie jestem. To boli najbardziej brak akceptacji we własnej rodzinie i osób ich otaczających.
    Pewna siebie i z maską obojętności zeszłam powoli po schodach do mojego towarzysza na dzisiejszy bankiet. Tak naprawdę nie znam człowieka, ale nic nie poradzę, że rodzice lubią mnie ustawić.
- Gotowa? - Zapytał, podając mi dłoń. Złapałam ją szybko, czując jak przy ostatnim stopniu tracę równowagę. 
- T-tak. - Uśmiechnęło się nerwowo, strzepując nie widoczne okruszki z kreacji.
- Powinniśmy już iść. - Kiwnął w stronę drzwi, które prowadziły do sali bankietowej. 
W sumie tam odbywały się liczne festiwale, przyjęcia, spotkania i innego tego typu głupstwa dla bogaczy, nawet święta. Oboje podeszliśmy do drewnianej powłoki, przy których po lewej i prawej stronie stali dwaj lokaje. Mój stres wzrósł do maksimum, kiedy mężczyźni chwycili za "swoją" klamkę, aby otworzyć nam wrota do piekła. Przegryzłam policzek, czekając 
aż wszystkie oczy gości będą spoglądać na mnie i oceniać jak wyglądam. Można porównać to do licytacji " Która lepsza obelga "
- Alex Sky wraz ze swoim towarzyszem Noah Samuel'em. - Głęboki głos przedstawił nas publice, która od razu zaczęła szeptać. 
- Jesteś pewien, że chcesz tu być? - Szepnęłam do blondyna, nabierają wątpliwości czy on także chce mieć do czynienia z komentarzami ze strony obecnych tutaj. Tak naprawdę każdy kto spędzał, ze mną czas od razu przypisywany był do "zera" bo ja nim byłam, więc łatwo odpowiedzieć sobie, że moje grono przyjaciół  było ubogie, nawet bardzo. Dzięki czemu rodzice mieli większą możliwość do kontrolowania mojej nauki, towarzystwa, jedzenia - wszystkiego. Tylko dlatego, że chcieli stworzyć córkę ich marzeń, bo ze mną jest coś nie tak.
- Jeśli Ci to nie będzie przeszkadzać pójdę do mojej rodziny. - Skinęłam, zabierając z jego przedramienia swoją dłoń. Od razu wtopił się w tłum udając, że nikt go nie widział ze mną. Przyzwyczaiła się do tej samotności i bólu, który nawet dziś odczuwam w klatce piersiowej. Powoli szlam w kierunku bufetu, może on zaspokoi moją chęć ucieczki. Pomieszczenie, w którym się znajdowałem było duże i dopracowane do jak najmniejszego szczególiku, zwłaszcza te złote ściany z lekkimi żłobieniami w kształcie kwiatów. Nadal nie mogę zrozumieć, jakim cudem w takim zwykły pokój włożono więcej pieniędzy niż w cały  dom, albo pałac. Nie wiem jak to nazwać. Czemu połowa tego wszystkiego nie idzie na coś szlachetnego; dom dziecka czy szpitale. Ojciec uważa, że jedynie to strata czasu, matka nawet nie chce o tym mówić, gdybym mogła posiadać, chociaż trochę tego majątku, naprawdę chciałbym przekazać je dzieciom, które bardziej potrzebują  pieniędzy. Ironia losu - jestem bogata, ale  jednocześnie nie mam kompletnie nic. Za wszystko płacą rodzice, nawet wtedy kiedy jestem z ochroniarzem w galeriach, więc mogę szczerze powiedzieć, że nie mam dostępu do pieniędzy. 
- Alex, prawda? - Męski głos zadzwonił w moich uszach. Natychmiastowo odłożyłam talerz i odwróciłam się z niepewnością.
- Pan Haris. - Skinęłam zaskoczona. Wspólnik mojego ojca właśnie rozmawia ze mną na oczach ważnych szych. Czegoś nie przeoczyłam?- Mój ojciec przysłał pana? - Zapytałam grzecznie, pilnując się, abym nie strzeliła żadnej gafy, dobrze wiem, jak to ojca rozwścieczy. 
- Mów mi John,  twój ojciec nie ma pojęcia, że rozmawiamy. Tak będzie najlepiej dla mnie, jak i dla ciebie, prawda? - Spojrzał w moje oczy szukając potwierdzenia, przygryzłam dolna wargę nie wiedząc, o co tak naprawdę chodzi. Może to jakiś podstęp, niczego nie mogę być pewna w tym domu, życiu, świecie.  
- Umm ... chyba tak. - Przyznałam. - Nie powinieneś być wraz ze swoją rodziną na wyspach brytyjskich? Robin wspominał o tym matce.
- Ten twój ojciec ma za długi język. - Zaśmiał się, przyznając mu racje zachichotałam. - To prawda miałem takie zamiary, jednak mój przybrany syn miał już plany. Nie o tym chciałem rozmawiać. - Przypomniał, kładąc swoją dłoń na moją talie. 
- Zgodzisz się na wyjście z bankietu? - Szepnął pochylając się do mojego ucha. Skinęłam głową. Szczerze mówiąc nie wiem, jak mam zrozumieć to co zrobił przed chwilą. 
Oboje dosyć blisko siebie przeszliśmy przez próg szklanych drzwi tarasowych, gdzie spotkaliśmy kilka osób mniej ważnych niż cała reszta w pomieszczeniu, głównie byli to młodzi chłopcy, widząc jak John nie jest zachwycony ich obecnością, pokierował mnie do schodów, po których szybko zbiegliśmy, dzięki czemu znaleźliśmy się  w większej części podwórka, gdzie przeważały krzewy iglaste. Dobrze wiedział, że będziemy tu na osobności, w końcu ten dom wybierał razem z moim ojcem.
- Możesz mi wyjaśnić czemu tu jesteśmy? - Odezwałam się pierwszy raz od momentu, kiedy położył na moja talie swoją ciepłą dłoń. Szczerze było to niepokojące. 
- Słyszałem o twoim wyjeździe do Londynu. -  Powiedział unikając mojego pytania. 
- Słucham?! - Pisnęłam, zrobiłam krok w tył. Patrzyłam na sylwetkę Haris'ona czekając na jakąś reakcje typu " No  co ty żartowałem" 
- Nie kłam, słyszałem o czym rozmawiałaś ze swoją nianią z dzieciństwa. - Szorstko wyjaśnił, usiadł na pobliskiej ławce rozpinając dwa guzki od swojej marynarki. Boże, czy to koniec ze mną? Naprawdę wszystko się wyda?  Milion tego typu pytań zasiała się w mojej głowie, a najgorsze jest to, że nie mam możliwości odpowiedzenia na nie. 
- Jeżeli obawiasz się o to czy twoi rodzice dowiedzą się o tym, to nie ma takiej możliwości - przynajmniej nie ode mnie. - Zapewnił. - Jednak przejdźmy do sedna, pomyślałem, że pomogę Ci z mieszkaniem. W wspominałem już o moim przybranym synu, prawda? - Zapytał 
- Tak, jeżeli się nie mylę, Justin. - Odezwałam się, przypominając sobie nasza rozmowę niespełna dziesięć minut temu. Jego imię obiło mi się kiedyś o uszy, kiedy moja matka rozmawiał z żoną John'a. 
- Bystra jesteś. - Uśmiechnął się, na co wywróciłam oczami. - Dzieciak szuka kogoś na wynajem mieszkania. Wydaje mi się, że spodoba Ci się, standard taki sam jak tu. 
Spojrzałam na mój dom, skrzywiłam się na samą myśl. Mam mieszkać w domu podobnym do tego, uciekam od bogactwa, a ono sypie mi się na głowę w miejscu gdzie chce czuć się wolna, ale nie wypada odmówić.  Skoro tak naprawdę, nie mam mieszkania. 
- Tu jest wizytówka, numer domowy i komórkowy, wyrazie czego możesz do mnie zadzwonić. 
- Wyjął z kieszeni jeszcze jeden biały kartonik, następnie położył je na mojej dłoni, którą trzymał od spodu. Zakrył papier moimi palcami i odszedł w  kierunku, z którego przyszliśmy. 
Zaskoczona tym wszystkim usiadłam na miejscu, które wcześniej zajmował Haris'on, nie mogę uwierzyć, że to prawda. Mogę się wyprowadzić nawet szybciej niż uważałam. Zerknęłam na wizytówki sprawdzając, czy faktycznie są prawdziwe, a ja nie miałam halucynacji. John Haris mi pomaga - wspólnik ojca. - A jeżeli to kłamstwa? - Szepnęłam, gdy fala wątpliwości zatopiła moje chwilowe szczęście. Wstałam, szybko kierując się w stronę budynku, na którym najmniej mi zależy w całym tym chaosie. Chciałam jedynie znaleźć matkę i powiedzieć jej, że idę na górę. Moja wielka nadzieja pokładała się w tym, że jej matczyny instynkt wyczuje, iż coś nie tak jest ze mną i da mi wyjść.
- Mamo. - Krzyknęłam w stronę kobiety, która oparta była o barierkę, a w reku trzymała szklankę wypełnioną zapewne jakimś drogim alkoholem. Odwróciła głowę i lekko ją przekrzywiła lustrując mnie wzrokiem. 
- Tak, Alex? - Zapytała od niechcenia i ponownie spojrzała w psutą przestrzeni przed sobą. Prawdziwy policzek matko. 
- Idę do swojego pokoju, jeżeli będę potrzebna to po prostu kogoś wyślij po mnie. -  Szybko wypowiedziałam, co przyszło mi do głowy, ściskając kurczowo kartki prawdopodobnie osób, które mnie uratują. 
- Nie ma takiej opcji. - Żachnęła, odwracając się do mnie. Tak to mogę przykuć jej uwagę, ale jak czegoś chce to nie. - Zostajesz tu ! - Warknęła.
- Idę do pokoju, mam gdzieś ten bankiet i tak każdy ma mnie w dupie. - Krzyknęłam, zwracając uwagę kilku osób znajdujących się niedaleko nas dwóch. Nadgarstek uwięziony został w silnym uścisku Rebecc’ki, która znacząco przysunęła mnie do jej sylwetki. - Nie będziesz się popisywała zapamiętaj sobie, że zawsze będziesz obecna na imprezach,  reprezentujemy rodzinę i nie może nawet ciebie zabraknąć. - Wysyczała.
- To boli! - Wydyszałam, zaciskając usta.
- Pamiętaj o tym. - Puściła mnie i odeszła opanowana w stronę sali bankietowej.
- Kurwa. - Zaklęłam, łapią się za swój nadgarstek, na którym było kilka czerwonych plam. 
Pomimo furii matki, postanowiłam nie do końca pójść na jej rękę, wiem że jeżeli zjawie się w sypialni będą konsekwencje, ale nikt nie powiedział, że nie mogę być nad basenie. Wiem, że igram z ogniem, ale po prostu męczy mnie klasyczna muzyka, twarze gości, a nawet blask złota odbijającego się w kryształowych żyrandolach. 
   Usiadłam nad basenem, powoli uwolniłam stopy od zabójczych szpilek i włożyłam je   do ciepłej wody. Dziś mijały dwa miesiące odkąd zakończyłam naukę w liceum. Mogę chyba powiedzieć, że w sumie miałam szczęście, iż skończyłam ją wcześniej niż moi rówieśnicy ze względu na wyjazd z rodzicami za granice, który i tak nie wypalili, a ja zostałam z  dyplomem ukończenia nauki w reku. Jednak teraz wisi nade mną  presja wybrania studiów - raczej zgodzenia się na to co rodzice zadecydowali. Nie maja pojęcia o tym co ich czeka za parę dni, ale czy oni będą płakać, ze pójdę swoją ścieżką? Wątpię, raczej chodzi o ich reputacje dobrych rodziców. Równię dobrze mogą wymyślić bajeczkę, ze tam mnie posłali, prawda?  
- Widzę, że udany bankiet. - Zadrwił ktoś za mną. - Nigdy nie widziałem, żeby córki bogaczy uciekały z takich wystawnych imprez.
- Może różnią się od siebie. - Oznajmiłam, spoglądając na chłopaka, który kucnął koło mnie. Miał na sobie czarny garnitur, a jego włosy były idealnie ułożone. - Wiesz stereotypy.
- Każdy jest taki sam, przyznaj to. - Jęknął rozkładając się na kostce brukowej. 
- Niby każdy pierdzieli, że jest inny - wyjątkowy. - Ułożył palce w cudzysłów.
- Jesteś idiotą. - Parsknęłam, pospiesznie wstając, a na stopy nałożyłam szpilki. 
- Najwidoczniej nie dostrzegasz piękna osobowości innych, bo jesteś snobistycznym dupkiem. - Zaśmiałam się ironicznie zostawiając go samego sobie.  Szczerze nie wiem, gdzie mam  się ukryć. Przy basenie było najlepiej, ale jakiś dupek musiał się zjawić, pokręciłam głową w niezadowoleniu. 
Wspinałam się po schodach na taras, gdzie na szczęście nikogo nie było. Starcie z matką, cały czas odtwarzało się w głowie, sprawiając że czułam się strasznie przybita. Nie rozumiem czemu tak jej zależy na mojej obecności, skoro jestem czarną owcą tej rodziny. Chcę, poczuć, że komuś zależy na mnie, nawet jeśli jestem taką zakałą człowieka, jak twierdzą. 

______

Dziękuję za komentarze pod prologiem i bohaterami ♥
Jeżeli przeczytasz proszę skomentuj ♥  

 Przepraszam za błędy

niedziela, 2 marca 2014

Prolog


" - Chce już być dorosła i robić wszystkie te rzeczy,  które są mi teraz zabronione. - Wykrzyczałam zadowolona z siebie.
 Spojrzałam na kobietę siedzącą niedaleko mnie na skórzanej kanapie, a w dłoni trzymała filiżankę ozdobiona  różyczkami.  
- Kochanie, wiek nie jest ważny dla ludzi mądrych. -Babcia Adel westchnęła rozbawiona moim wyznaniem.
- W takim razie czemu są te idiotyczne zakazy. -  Zdziwiona zapytałam, siadając obok starszej kobiety, która była dla mnie tak bardzo ważna.
- Pomyśl Alex, co mogłoby się dziać, gdyby każdy robił to czego nie powinien  w takim młodym wieku. - Powiedziała surowa, patrząc wprost w moje oczy.
- Zaprzeczasz samej sobie. - Burknęłam, odwracając głowę w przeciwną stronę. 
- Mówiłaś, że wiek nie gra roli dla ludzi mądrych. - Przypomniałam. 
- Otóż to skarbie. - Uśmiechnęła się. - Jednak chyba, nie wiesz co miałam na myśli. 
- Zaśmiała się, poklepała swoje kolana dając mi znak, abym usiadła na nich. 
Poderwałam się z miejsca.
- Więc mi wytłumacz, babciu. - Słodko zanuciłam, sadowiąc się na jej zgrabnych udach. Zniecierpliwią czekałam na usłyszenie nowej historii. Zawsze w taki sposób mi tłumaczyła wiele spraw, które były dla mnie nie zbyt zrozumiałe. Opowiadała przeróżne opowieści, a ja próbowałam zachować jak najwięcej faktów, a następnie je posklejać i znaleźć sens, który przekazała Adel. 
- Oh Alex, chciałabym to zrobić. - Uśmiechnęła się słabo, chowając moje dłonie w swoich. 
- W czym problem? - Zmartwiona jej nagłą zmianą humoru, zapytałam słabo. 
- Nie mogę Ci opowiedzieć historii. - Zawahała się, a jej dłoń powędrowała do moich włosów, aby schować kosmyk  za ucho. - Twoi rodzice właśnie przyjechali, ale obiecuje Ci, że sama odnajdziesz sedno sprawy. - Jej usta wykrzywiły się w nieznacznym uśmiechu. 
- A teraz słoneczko idź do mamy i taty. - Wskazała na białe drzwi. 
Zeskoczyłam ze skórzanej kanapy i posłusznie poszłam w kierunku wskazanym przez babcie.
- Alex. - Zabrzmiał delikatny głos babci, gdy miała złapać złotą klamkę.
- Tak ? - Zapytałam, odwracając się do niej przodem, abym mogła spojrzeć na twarz Adel.
- Musisz mi obiecać, że zapamiętasz to co teraz Ci powiem. -Powietrze zgęstniało, a moje ręce zaczęły się nadmiernie pocić. Jedynie zdołałam skinąć głową potwierdzając fakt, że zastosuje się do prośby Babci. -Każdy z nas rysuje własną ścieżkę życia, nadaje jej charakter i kształt. Nie pozwól, aby ktokolwiek stworzył kogoś innego niż podpowiada Ci twoje serce. -Oblizała swoje spierzchnięte usta i wzięła głęboki oddech jakby mówienie do mnie sprawiało jej jakiś duży wysiłek. - Nikt nie ma prawa decydować za ciebie i postrzegać twojego zdania jako nic wartościowego. Jeżeli wyrażona przez ciebie opinia, zostanie potraktowana irracjonalnie i stwierdzą, że zwariowałaś, wiedz skarbie, że nie są warci, aby zostać w twoim wartościowym życiu. -Jej wzrok był zwrócony wprost na mnie, ale ich ciepło nadal sprawiało, że czułam się bezpieczna, pomimo iż było w pokoju dosyć chłodna atmosfera.- Kłamstwa są wokół nas, ale nie pozwól, by to one prowadziły twoją ścieżkę życia i więziły twoją piękną dusze. Nie patrz jedynie na decyzje innych, ale także swoje, dzięki temu nie staniesz się płytka i bezwartościowa. - Westchnęła  ciężko, jakby ostatnie zdanie sprawiło jej wiele bólu wewnętrznego.- I na koniec słoneczko, pamiętaj nie ukrywaj swojego JA, ale także nie uważaj siebie za kogoś najlepszego na całym Bożym świecie. Nie pozwól na to, aby kręcili się przy tobie nie odpowiedni ludzie, bo jesteś zbyt krucha i łatwowierna, ale także mądra i jedyna w swoim rodzaju. Proszę skarbie, zapamiętaj to co teraz Ci powiedziałam, być może kiedyś zrozumiesz co miałam na myśli mówiąc to wszystko na koniec naszego spotkania oraz fakt, że wiek nie gra roli dla mądrych osób, ty nią jesteś. Kiedyś to zobaczysz. Kocham Cię, Alex. - Babcia posłała mi w powietrzu całusa, a z jej prawego oka wypłynęła przezroczysta łza, jednak szybko ją starła. Wiedziałam, że powinnam już wyjść, więc jedynie powiedziałam  trzy słowa.
 - Kocham Cię, babciu. - Odwróciłam się do drzwi, aby nacisnąć na klamkę i zniknąć za drewniana powlokę."

   W dalszym ciągu pomimo upragnionych osiemnastu lat nie znalazłam rozwiązania zagadki, którą podarowała mi babcia na koniec jej życia. Jednak wierze, że w końcu zrozumiem i znajdę sens życia, który ona mi wskazała przez te wszystkie słowa na sam koniec, które powinny być wyryte w mojej pamięci na wieki. 

Tylko, że aktualnie tracę wybudowany przez babcie stabilny grunt pod nogami, ale gdzieś tam daleko słyszę te mądre zdania Adel. Jednak czasem są zbyt bardzo zagłuszone moi wewnętrznym strachem. Głupota i błędy stały się moim nowym imieniem i nazwiskiem. 



___________

Czytasz = Komentujesz 
( Proszę ♥ )